Edukacja ponad granicami

W bieżącym roku szkolnym (2021-22) do naszej nobellowskiej „Choinki Marzeń” organizowanej przez https://www.facebook.com/flowfundacja/ przyłączył się Wydział Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. W ramach przeprowadzonej przez UW akcji charytatywnej „Edukacja ponad granicami” odbyła się zbiórka pieniędzy, której celem było wsparcie edukacyjne dzieci. Dzięki wszystkim darczyńcom, wśród których są także Rodzice naszych uczniów, udało się zebrać 20 tys. złotych 🙂 Środki te zostały przeznaczone na cztery stypendia dla dzieci uchodźczych z Ukrainy, Czeczenii, Rosji i Tadżykistanu, mieszkających oraz uczących się w Warszawie. Całą kwotę przekazaliśmy Fundacja Ocalenie

Wielkie ukłony dla wszystkich darczyńców!

1% na edukacyjne flow

Oczkiem w głowie Fundacji Ludzi Otwartej Wyobraźni FLOW jest wspieranie edukacyjnej przygody na wielu jej polach. Zeszłoroczne jednoprocentowe cegiełki w kwocie 15000 zł. pozwoliły zrealizować Fundacji szereg ważnych przedsięwzięć, w które angażowała się również nobellowska społeczność. Wśród nich znalazły się:

– sfinalizowanie prowadzonej w No Bell akcji pomocowej “Choinka Marzeń”. Jej rezultat to 15 prezentów dla dzieci uchodźczych i zebrana na stypendia socjalne dla młodzieży kwota w wysokości 4350 zł.

Dzięki dołączeniu się do akcji Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego i współpracujących z nim instytutów naukowych pod hasłem „Edukacja ponad granicami”, udało się zebrać 20000 zł. na cztery roczne stypendia dla uczniów z rodzin uchodźczych mieszkających w Warszawie. Akcję na Uniwersytecie koordynował współpracujący z nami dr Łukasz Wróbel.

– wystartował trzyletni projekt „Edu mapa” finansowany z dotacji Narodowego Instytutu Wolności, w którym wraz z nauczycielami ze szkół w powiecie piaseczyńskim FLOW „wyprowadza edukację poza szkolne mury” tworząc 120 scenariuszy zajęć terenowych

– odbyły się warsztaty z krytycznego myślenia dla usamodzielniającej się młodzieży z domów dziecka

– zorganizowany został Dzień Życzliwości w No Bell

– stała współpraca z asystentami rodzin z Ośrodka Pomocy Społecznej w Konstancinie-Jeziornie. W ramach Akademii Charakterów licealiści No Bell udzielali korepetycji potrzebującym dzieciom.

Dla chętnych wesprzeć następne edukacyjne kroki Fundacji poniżej zamieszczamy dane do PIT:

KRS 0000401430 Fundacja Ludzi Otwartej Wyobraźni FLOW

https://fundacjaflow.edu.pl/

Izabella Gorczyca o autorskich metodach i formach nauczania

W magazynie dla przedsiębiorców “Super Biznes” Super Expressu, który pojawił się na rynku 09.11.21, możecie przeczytać wywiad z dyrektorką No Bell. Udostępniamy go poniżej. Miłej lektury 🙂

Stawiamy na autorskie metody i formy nauczania.

Wywiad z Izabellą Gorczycą, dyrektorka firmy No Bell Education Centre.

– No Bell działa od 1991 roku. Nazwa dobrze opisuje państwa założenia – to szkoła bez dzwonka.

– Zależy nam na tym, żeby dzieci miały samosterowność. Odczuwały odpowiedzialność za swoje czyny i uczyły się samodzielności, a nie były tylko kierowane zewnętrznie. To są umiejętności, których trzeba uczyć od przedszkola. Dajemy dziecku wolność nieoznaczającą wcale swawoli. Wiele osób myli te pojęcia. Dając dziecku wolność i podążając za nim, możemy dużo zyskać i dostrzec, w którym kierunku bije jego serce. Co lubi. Dzięki temu jest szansa na przygotowanie przestrzeni do odkrywania świata w sposób dla niego interesujący. Maluchy w przedszkolu mają bardzo dużą ciekawość. Idąc dalej, tracą ją, co jest efektem m.in. przeładowanych programów nauczania.

– Pamiętam z czasów swojej edukacji, w szkołach publicznych, że dzwonek stanowił dla kadry pewne sacrum. Wszystko kręciło się wokół tego dźwięku. Państwo całkowicie porzucili ten system. Jak na to reagują nauczyciele i rodzice? Czy bez tego dzwonka rzeczywiście wszystko ogarnia anarchia?

– Jest kompletnie inaczej. Kiedy wiele lat temu „wyprowadziłam” ze szkoły dzwonek, pierwszą reakcją był strach. Niektórzy twierdzili, że dzieci sobie nie poradzą, będą się spóźniać i zapanuje chaos. Przekonywałam, że skutek będzie wręcz odwrotny. Dzieci, wiedząc, kiedy muszą przyjść na lekcje, same się przypilnują. Proszę sobie wyobrazić, że prowadzi pan lekcję. Nagle dzwoni dzwonek. Ma pan do dokończenia jedno zdanie, ale klasa już pana nie słucha. Fizycznie uczniowie są jeszcze z panem, ale ich umysły „wybiegły” na przerwę. Nie mając dzwonka, nauczyciel może moderować swoje zajęcia. W ten sposób, czas jest dostosowany do danej grupy, a nie do dźwięku nakazującego wyjście na korytarz całej szkoły.

– Jak przez 30 lat państwa pracy zmienił się rynek edukacyjny w Polsce?

– W latach 90. powstawało mnóstwo szkół. Wiele z nich potem upadło. Zostało kilka, które mogą pochwalić się ok. 30-letnią historią. Obecnie, po ostatniej reformie, znów mamy „boom”. Żartobliwie można powiedzieć, że tak jak kilkanaście lat temu trendem było otwieranie aptek i sushi-barów, tak dzisiaj przedszkoli i szkół. Co będzie dalej? Czy te wszystkie placówki się utrzymają? Trudno powiedzieć. To, co przez te lata się zmieniło, to na pewno świadomość rodzica. Pracuję ponad 20 lat w No Bell i zauważyłam wyraźny postęp świadomości rodzicielskiej. Rodzice dużo więcej uwagi przykładają do edukacji swoich dzieci. W latach 90. szkoły prywatne miewały opinię placówek, do których uczęszczają dzieci nieradzące sobie w państwowych. Przyjęliśmy wreszcie myśl zachodnią, mówiącą o tym, że prywatne szkolnictwo daje więcej elastyczności i inną jakość nauczania. Wybiera się szkołę prywatną nie dlatego, że dziecko nie radzi sobie w państwowej, ale dlatego, że chce mu się zapewnić lepszy rozwój.

– Pod jakim względem metody prywatnych szkół, takich jak No Bell, różnią się od państwowych?

– Wiele zależy od kadry nauczycielskiej – nie ważne, czy placówki prywatnej, czy państwowej. Żeby stworzyć fajną szkołę, nauczyciele muszą być pasjonatami edukacji, lubić swoją pracę i mieć świadomość, jak duża odpowiedzialność na nich ciąży. Zatrudniam, jak lubię mówić, ludzi pozytywnie zakręconych, głodnych zdobywania wiedzy, poszerzania swoich umiejętności, otwartych na myślenie i działanie poza schematem. Wyróżnia nas podejście do całości edukacji. Jesteśmy szkołą poszukującą i uczącą się. Dziecko jest w centrum. Ostatecznie to dzisiejsi uczniowie przejmą stery i będą tworzyć naszą rzeczywistość. Szukamy sposobu dotarcia, do każdego dziecka z osobna, ale także do grupy. Pamiętając o indywidualnym podejściu, nie można zapomnieć, że tworzymy społeczność, więc jednostkę musimy także widzieć funkcjonującą w grupie. Co nas jeszcze wyróżnia? Poza brakiem dzwonka i podręczników autorskie metody nauczania oraz organizacja przestrzeni. Kluczową dla nas kwestią, w świecie ciągłych i nieprzewidywalnych zmian, jest wzmocnienie psychiki dzieci, aby mogły sprostać tym wyzwaniom.

– W ofertach coraz większej liczby szkół pojawia się metoda Montessori. Co to takiego?

– To cała filozofia nauczania. Nazwa pochodzi od nazwiska jej twórczyni Marii Montessori, która żyła ponad sto lat temu. Odkryła, że podejście wolnościowe do dziecka daje o wiele lepsze efekty niż nakazowe. Opiera się na podmiotowości dziecka i dawaniu mu wyboru. Trzeba oczywiście pamiętać, że wolność i swawola to dwie różne rzeczy. Jest to oczywiście duży skrót myślowy, bo żeby dokładnie opisać tę metodę, musielibyśmy wymienić wszystkie jej zasady.

– Jak wygląda relacja między państwa placówką a rodzicami?

– Większość „naszych” rodziców jest zaangażowana w edukację swoich dzieci. Wiedzą, jakiej szkoły chcą, więc jest im łatwiej z nami współpracować. Na przykład zakończenie roku organizują właśnie rodzice. Nauczyciele są na nim gośćmi. To bardzo miłe. Niektórzy nam doradzają, wychodzą z własnymi ciekawymi rozwiązaniami i inicjatywami. Szkoła prowadzi warsztaty dla rodziców wspierające rozumienie i wychowanie dziecka. Kiedyś jeden z rodziców, którego dziecko kończyło naszą szkołę, powiedział: „Nie chcę dziękować za swoje dziecko, niech samo podziękuje za szkołę. Ja chcę podziękować za siebie i wychowanie mnie jako rodzica”. Zrobiło mi się tak ciepło na sercu. Oczywiście nie chodzi o to, żeby wychowywać rodziców, ale przez te wszystkie lata staramy się uświadamiać im, jak można współpracować z własnym dzieckiem.

– Podobno w swoim dorobku ma pani także kolekcję mebli. Powie pani coś więcej na ten temat?

Kilka lat temu robiłam generalny remont szkoły. Chciałam kupić, m.in. ławeczki dla młodszych dzieci. Miałam już wyobrażenie, jak powinny wyglądać i do czego, poza siedzeniem, służyć. Ostatecznie skontaktowałam się z projektantką wzornictwa przemysłowego. I tak powstała ławeczka, na której można się huśtać. Mózg uwielbia ruch, bo wtedy lepiej przyswaja informacje. Proszę zauważyć, że ucząc się na pamięć, większość z nas chodzi. Te ławki nie są naszym jedynym autorskim projektem. Naszą ideą jest tworzenie mebli, które mogą ruszać głową, klasy jako przestrzeni wspierającej uczniów oraz szkoły – źródła twórczej energii.

rozmawiał MATEUSZ ALBIN

IZABELLA GORCZYCA dyrektorka firmy No Bell Education Centre, do której należą m.in. przedszkole, szkoła podstawowa i liceum, Meble z mocą, Instytut Innowacji Dydaktycznych, oraz prezeska Fundacji Ludzi Otwartej Wyobraźni FLOW.

SKM_C45821111613270-1 (2)

“Zielona” na 100% zaliczona!

Ach co to były za wypady! Powiedzieć, że udane, to jakby nic nie powiedzieć. Niby wyjechaliśmy w środę i wróciliśmy w piątek, ale ile się w między czasie wydarzyło.

Uczniowie klas 1-4, z którymi bawiliśmy w Pasymiu na Mazurach, wiedzą już jak strzelać z łuku, budować szałasy z wojskowych pałatek, rozpalać ognisko krzesiwem, biec na azymut oraz jeździć Segway’em. Ale wcale nie to było najważniejsze. Czymże byłaby Zielona Szkoła bez rodzących się nowych przyjaźni, przelotnych konfliktów – jakże sprawnie i szybko rozwiązywanych, a przede wszystkim bez mnóstwa zabawy, śmiechu i długich, nocnych „rozmów” z wychowawcami. Dzieciaki były jak reprezentacja Polski w meczu z Anglią, tyle tylko, że wygrałyby ten mecz… 😉 Fantastycznie jest, już na początku roku szkolnego, towarzyszyć im w przygodach i obserwować, jak odpowiedzialne i dorosłe decyzje podejmują, nie tylko w kwestii wymiany Pokemonów 🙂

Tymczasem Sielpia Mała koło Gór Świętokrzyskich powitała nas wspaniałą gościnnością i gorącym słońcem. W krainie latających czarownic, z uczniami klas 5 i 6, przerabialiśmy temat relacji i skutecznej komunikacji, organizowaliśmy zabawy nad jeziorem oraz tworzyliśmy magiczne maszyny z leśnych znalezisk. I zdobyliśmy Łysicę. To był dobrze spędzony czas!

Do Butryny położonej w województwie warmińsko-mazurskim przybyliśmy z uczniami klas 7 i 8 „zasiedlając” ekskluzywne namioty z drewnianą podłogą, pryczami i kocami wojskowymi, które sprawdziły się podczas chłodnych nocy. O nudzie nie było mowy – biesiadowanie przy samodzielnie przygotowanych śniadaniach i kolacjach, integracyjne zabawy sportowe, wypady z bazy, w tym do Olsztyńskiego Planetarium oraz parku linowego, marsze na azymut, wieczorne ogniska i nocne eskapady do lasu. Oj działo się, działo…

W tym roku szkolnym „Zielono” nam będzie jeszcze w czerwcu, ale już zbieramy pomysły.

Dobra szkoła

Spotkała nas miła niespodzianka 🙂

W aktualnym numerze magazynu KUKBUK DZIECIAKI jest artykuł o naszej szkole. Zachęcamy do lektury 😉

Bez dzwonka, bez podręczników i sztywnego planu lekcji. Nauka merytorycznej dyskusji jest tutaj ważniejsza niż budowa pantofelka. Wiecie co? Szkoła może być twórcza.

Tekst: Daria Pawlewska

Alternatywna edukacja szkolna w obliczu opresyjnego systemu edukacji publicznej, za którym stoją urzędnicy z politycznego rozdania, a nie pedagodzy z sercem jest dla mnie jako rodzica jedynym sensownym rozwiązaniem. Dwa lata temu uznałam, że mój wówczas sześcioletni syn rozpocznie naukę w podwarszawskiej Szkole Podstawowej No Bell. W 2017 roku otrzymała ona prestiżową nagrodę Edumission i została uznana za najbardziej innowacyjną szkołę na świecie. Na czym polega alternatywna edukacja w przypadku No Bell? Przede wszystkim na nauce przez zabawę oraz rozwijaniu kompetencji współpracy i dialogu.

Dziś ośmioletni Maurycy mówi, że w szkole najbardziej lubi się bawić. A mnie zaskakuje, jak dużo wiedzy tam zdobywa i jak nieszablonowo myśli. Na lekcji języka polskiego można przecież pisać scenariusz do filmu, który później wraz z koleżankami i kolegami jest realizowany, a na matematyce liczyć uśmiechy lub pojechać z klasą na targ, kupić za określoną kwotę warzywa, np. ogórki, i wspólnie zamienić zakupy w przetwory.

W plenerze odbywają się często lekcje przyrody, bo przecież łatwiej nawiązać kontakt z naturą, kiedy odbiera się ją na miejscu wszystkimi zmysłami. Natomiast lekcje w szkole są przeprowadzane w salach, w których nie ma tradycyjnych krzeseł i ławek. Zamiast nich są piłki, na których można skakać, i stoliki dopasowane do ergonomii dziecięcego ciała. A jeśli ktoś ma ochotę poleżeć lub siedzieć na podłodze w czasie lekcji – to też tak można.

W myśl skandynawskiej filozofii, że nie ma brzydkiej pogody, tylko źle dobrane ubrania, każdego dnia, przez cały rok szkolny, uczennice i uczniowie No Bell dokazują na podwórku, szczęśliwe niczym dzieci z Bullerbyn. Na otwartej, rozległej przestrzeni taplają się w błocie, biegają boso po kałużach, budują zamki z piasku, czy eksplorują pobliskie krzaki i łąki.

Maurycy szanuje i lubi swoich nauczycieli – nawet jeśli wchodzi z nimi w spory. Każda grupa (są w niej dzieci starsze i młodsze) ma swoje opiekunki i opiekunów. Zwykle są to dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Dzieci znają zasady obowiązujące w szkole, ale wiedzą także, że z każdym wychowawcą mają prawo dyskutować i bronić swoich racji.

Kadra pedagogiczna ściśle współpracuje z dziećmi, podąża za ich indywidualnymi potrzebami, pomaga rozwijać pasje i zrozumieć, czym są emocje. Już sześciolatkowie chodzą na zajęcia inteligencji emocjonalnej czy filozofii. Jeśli pojawiają się napięcia między dziećmi – a te pojawiają się zawsze, bo są naturalnym efektem funkcjonowania człowieka w grupie, są one rozwiązywane na bieżąco, językiem Porozumienia Bez Przemocy. Założycielka No Bell i dyrektorka szkoły lzabella Gorczyca z uśmiechem powtarza: „Zróbmy miejsce w szkole dla wielowymiarowego człowieka”. Nie wiemy, w jakim świecie będą żyć nasze dzieci, kiedy dorosną. Wiemy natomiast, jakich umiejętności w sferze emocjonalnej będą potrzebować, aby umieć odnaleźć się w każdej z możliwych wersji przyszłości.

Daria Pawlewska

redaktorka naczelna i wydawczyni kwartalnika KUKBUK, mama 8-letniego Maurycego

Co teraz czytamy? ,,Atlas podręczników. Historie wypraw na krańce świata”, Isabel Minhos Martins, Bernardo P. Carvalho, (tłum. Tomasz Pindel), Dwie Siostry, 2020

Co oglądamy? W kółko to samo, czyli filmy japońskiego studia Ghibli

Czego słuchamy? Snatam Kaur (mantry)

Jaką wystawę ostatnio oglądaliśmy? „Rhizopolis” Joanny Rajkowskiej w Zachęcie.

Zosia laureatką Olimpiady Literatury i Języka Polskiego

I to jaką laureatką! III etap Olimpiady wymaga kompetencji wykraczających znacznie poza zakres podstawy programowej.

Zosia znalazła się w gronie 20 uczniów szkół podstawowych z całej Polski, którzy zdobyli tytuł Laureata tegorocznego konkursu. Zajęła wysokie, 13 miejsce. Wygrana w Olimpiadzie gwarantuje otrzymanie 100% punktów z egzaminu z języka polskiego po ósmej klasie i zwalnia z egzaminu.

Gratulacje, Zosiu! Duma nas rozpiera:)

ZAŚWIADCZENIE

OLIMPIADA TOKIO 2111 czyli Dzień Dziecka z nobellowskim przyDUCHEM

Olimpijskie Tokio rozbłysło bilionami kwiatów, balonów, baniek mydlanych, tańców wygibańców i dyscyplin sportowych, jakich do tej pory świat nie widział.

Bańkologia stosowana, Spacex, Wodoślizg, Cegłosprint, Minigała, Miskomaster, Dołologia to tylko jedne z wielu rozgrywek, z którymi zmierzyli się reprezentanci drużyn z różnych regionów naszego globu. W ich skład weszli najlepsi z najlepszych reprezentantów Argentyny, Paragwaju, Namibii, Boliwii, Czadu, RPA czy Senegalu… Emocje sięgnęły zenitu, gdy scenę zawojowała rodzima grupa rockowa! Gorącej atmosfery nie zdołały ochłodzić nawet lody. Zwycięskie drużyny odebrały zasłużone medale, po czym udały się na olimpijskie frytki by No Bell.

 

 

Dyskurs na temat artykułu „Bezmięsna moda może okazać się szkodliwa”

List Vanessy do redakcji Gazety Wyborczej wzbudził zainteresowanie osób obserwujących szkolnego Facebooka. Kilkoro z nich podzieliło się w komentarzach swoimi opiniami, do których postanowiła odnieść się autorka listu.

20210418_182812_s

Vanessa, uczennica 7 klasy szkoły No Bell

Szanowni Państwo,

niedawno pisałam list do Gazety Wyborczej, w którym odwołałam się do wywiadu Krystyny Naszkowskiej. Wzbudził on dyskusje, co bardzo mnie cieszy, ponieważ właśnie taki był mój cel. Chciałabym ją raz jeszcze wznowić i odpowiedzieć na poruszone tematy.

Zacznę od wypowiedzi Pana Tomasza Zymera zawartej w komentarzu do opublikowanego na facebooku szkoły listu, za którą bardzo Panu dziękuję. Jest naprawdę dająca do myślenia i bardzo na mnie wpłynęła.

Temat zdolności do odczuwania bólu przez rośliny jest równie kontrowersyjny jak dla niektórych ta sama kwestia w przypadku zwierząt. Rzeczywiście, badania dowodzą, że rośliny, jako żywe jednostki, nie są obojętne na to, co się z nimi dzieje. Trzeba jednak tutaj odróżniać odczuwanie bólu od reakcji na bodźce. Roślinom przysługuje ta druga umiejętność, więc zjadając marchewkę, nie pozbawiamy nikogo życia, a na pewno nie robimy tego w sposób okrutny, jak to się dzieje przy eksploatacji zwierząt. Jednakże osobiście nawet nie porównywałabym roślin do zwierząt. To zupełnie inne istoty, jabłko i koń różnią się od siebie naprawdę znacząco i tworzenie ich charakterystyki porównawczej wydaje mi się zestawieniem dwóch kontrastujących ze sobą światów. A nazywając to wprost, nie widzimy bólu rośliny, którą zjadamy w przeciwieństwie do bólu zwierzęcia prowadzonego na rzeź, którego ogromne cierpienie widać gołym okiem i słychać jego krzyk.

Przechodząc do wątku dotyczącego produkcji awokado, bananów czy soi modyfikowanej na skalę globalną, właśnie na potrzeby konsumentów, muszę zgodzić się, że niszczy to bardzo ważne ekosystemy Ziemi, pozostawia ogromny ślad węglowy. Dziękuję, że Pan o tym powiedział, bo to naprawdę istotne. I rzeczywiście, wynika z tego, że aby nie przyczyniać się do klęsk naturalnych na naszej planecie, nie wystarczy wyeliminować mięsa z diety, choć dodam, że bardzo wiele z nas, wegan i wegetarian, również eliminuje produkty roślinne z egzotycznych krajów, wciąż kierując się ideą życia w zgodzie z naturą. Przyznam przy tym, że Pana wypowiedź jeszcze bardziej zmobilizowała moją rodzinę do robienia uważnych zakupów. Odnosząc się do tego samego tematu, Pan Tomasz napisał “Nie morderstwo jednostek, tylko holocaust tysięcy bezcennych gatunków”. Holocaustem można to oczywiście nazwać, natomiast właśnie trwa inny holocaust, w którym ginie w torturach 60 miliardów istot lądowych rocznie, do czego dochodzi jeszcze 2 biliony morskich. Powtarzam się, istot, jednostek, a nie szarej masy. Bo tak właśnie niektórzy ludzie postrzegają zwierzęta – jako liczby. Kotlet na talerzu to zwierzę, które miało swoją rodzinę, uczucia, było pewną osobowością, zastanówmy się, sprawdźmy, czy naprawdę musimy je jeść.

W wypowiedzi Pana Tomasza pojawiła się też wzmianka o tym, że przez związane z dietą roślinną koszty (badania krwi, dietetyk), jest ona przeznaczona dla elit. Muszę trochę sprostować tę kwestię – ja jestem weganką, dlatego regularna kontrola mojego zdrowia jest bardzo ważna, choć u dietetyka wystarczyło, że byłam raz. Zupełnie innym przypadkiem jest wegetarianizm, ponieważ dieta ta jest tak prosta i istnieje tak wiele dowodów na to, że jest całkowicie bezpieczna, że nie ma potrzeby na wprowadzanie przy niej procedur odbiegających od tych w czasie stosowania diety tzw. tradycyjnej.

Dodam jeszcze, że dopinanie dietom roślinnym metki tych dedykowanym elitom, jest według mnie pewnym stereotypem. Sama znam wiele wegan i wegetarian, choćby z marszów na rzecz praw zwierząt i powiem, że nie sposób dopatrzeć się w nich nawet najmniejszych oznak przynależności do elit finansowych. Widzę w tych ludziach idealistów, skromnie ubranych, otwartych na świat i tak różnorodnych, jakich w żadnym innym środowisku jeszcze nie spotkałam. A jedzenie wegańskie wcale nie musi być drogie – można kupować je na targu, nie w drogich sklepach z żywnością ekologiczną. Chcieć to móc, wystarczy nam idea :).

Wspomnę też, że mam ciocię, która, według mnie, zalicza się do grupy tych zamożnych osób. Ciocia dba o środowisko, zabierając ze sobą słoiki do sklepów spożywczych, aby nie kupować produktów w plastikowych siatkach czy opakowaniach. Imponuje mi to. To kolejny przykład, który pokazuje, że nie trzeba być ani bogatym, ani biedniejszym, aby dbać o środowisko, innych (nie tylko ludzi) i świat wokół.

A wracając jeszcze na chwilę do wywiadu z prof. Wierzbicką w GW, mam chyba argument, który całkowicie obali jej krytyczne twierdzenia o dietach roślinnych – doczytałam się, że największe gwiazdy tenisa ziemnego są weganami! A wśród nich mistrzowie: legenda tenisa Martina Navratilova, Serena i Venus Williams, Novak Djoković oraz nasz świeżo upieczony zwycięzca turnieju w Miami – Hubert Hurkacz. Czyżby dieta wegańska była receptą na sportowy sukces ;)… ?

Prywatną wiadomość wysłała mi również inna osoba, której anonimowość oczywiście pozostawiam. Podała się ona za “zawziętego mięsożercę”. W związku z tym znów przejdę do etycznych rozważań.

W odpowiedzi na nazwanie się “zawziętym mięsożercą” ciekawi mnie, jak to określenie ma się w stosunku do słów Paula McCartneya – “Gdyby rzeźnie miały szklane ściany, każdy byłby wegetarianinem”, czy Zenona Kruczyńskiego, niegdyś myśliwego, a dziś ekologa i weganina – “Skala śmierci i przemocy wobec zwierząt jest straszliwa. Nie potrafimy na nią otworzyć oczu, bo ze zgrozy pękłyby nam serca”. Czy był Pan kiedyś w rzeźni? Czy widział Pan, w jakich warunkach żyją tam zwierzęta? Jeżeli nie, naprawdę warto wiedzieć, jak tam jest, ponieważ określanie się “zawziętym mięsożercą” z tą właśnie rzeczywistością się nieodłącznie wiąże.

Zwrócę się jeszcze do wszystkich. Istnieje taka akcja – Czuwanie dla zwierząt. Ludzie na całym świecie stoją pod największymi rzeźniami w ich krajach i czekają na przyjazd ciężarówek ze zwierzętami, które jadą na rzeź. Piszę o tym, bo chcę pokazać, że większość świata to rzeczywiście ci, którzy jedzą zwierzęta, ale są też tacy, którzy stoją pod rzeźnią, by, pomimo niewygód i strachu, pożegnać zwierzęta w ich ostatnich chwilach życia. By okazać pierwszy i zapewne też ostatni akt dobra od człowieka. By choć na chwile ugasić ich pragnienie, i to fizjologiczne, dając wodę, i to emocjonalne, dając im miłość, która dla tych zwierząt jest czymś ogromnym na tle ich życia równego piekłu.

Na koniec, polecę jeszcze kilka książek dotyczących praw zwierząt, gdyby ktoś był zainteresowany: “Dość” Doroty Sumińskiej, “Elizabeth Costello” J.M. Coetzee’go, “Dziękuję za świńskie oczy” Dariusza Gryzy, “Zjadanie zwierząt” i “Klimat to my” Jonathana Safrana Foera, “Wyzwolenie zwierząt” Petera Singera, “Dobra świnka, dobra” Sy Montgomery, “Jak ocalić świat od katastrofy klimatycznej” Billa Gatesa oraz rozdział Maski Zwierząt z “Czułego narratora” Olgi Tokarczuk.

Jeszcze raz bardzo dziękuję za tę dyskusję, każdą reakcję z Państwa strony, mojemu tutorowi, panu Grzegorzowi Babickiemu, który motywuje mnie do działania, zamieszcza wpisy na Facebooku i wspiera. Bardzo dziękuję naszej szkole, bez której wiele z moich działań nie byłoby możliwych do zrealizowania oraz za stwarzanie przestrzeni do tak otwartej dyskusji. Dziękuję, ponieważ, szczerze powiedziawszy, sprawy tak się mają, że ani od Urzędu Gminy, ani Marszałka Senatu, ani Gazety Wyborczej nie dostałam odpowiedzi na różne moje interwencje. Co nie oznacza, że się poddaję 😉

Wspieramy edukację klimatyczną!

Trzecia edycja projektu „SpołEd” dla klimatu zaowocowała wieloma ciekawymi materiałami dydaktycznymi, które wyszły spod ręki zaangażowanych w temat nauczycieli z całej Polski.

W przedsięwzięciu wziął udział nasz nauczyciel przyrody i geografii, pan Grzegorz. Jego zespół jest autorem inspirujących „Kart z klimatem”, przybliżających problemy zmian środowiska przyrodniczego. “Karty” posłużą teraz nauczycielom do pracy z uczniami.

„Karty z klimatem” znajdziecie tutaj:

https://spoledkurs.centrumcyfrowe.pl/zasoby/spoled-dla-klimatu/karty-z-klimatem/

Więcej materiałów edukacyjnych powstałych w ramach projektu SpołEd:

https://spoledkurs.centrumcyfrowe.pl/zasoby/spoled-dla-klimatu/?fbclid=IwAR2IloA0g_6sfhNu_avc3HFrJ31Bgc4H9tHvYKHF-U5DhmZnL8hIwqfGdp4