Dyskurs na temat artykułu „Bezmięsna moda może okazać się szkodliwa”

List Vanessy do redakcji Gazety Wyborczej wzbudził zainteresowanie osób obserwujących szkolnego Facebooka. Kilkoro z nich podzieliło się w komentarzach swoimi opiniami, do których postanowiła odnieść się autorka listu.

20210418_182812_s

Vanessa, uczennica 7 klasy szkoły No Bell

Szanowni Państwo,

niedawno pisałam list do Gazety Wyborczej, w którym odwołałam się do wywiadu Krystyny Naszkowskiej. Wzbudził on dyskusje, co bardzo mnie cieszy, ponieważ właśnie taki był mój cel. Chciałabym ją raz jeszcze wznowić i odpowiedzieć na poruszone tematy.

Zacznę od wypowiedzi Pana Tomasza Zymera zawartej w komentarzu do opublikowanego na facebooku szkoły listu, za którą bardzo Panu dziękuję. Jest naprawdę dająca do myślenia i bardzo na mnie wpłynęła.

Temat zdolności do odczuwania bólu przez rośliny jest równie kontrowersyjny jak dla niektórych ta sama kwestia w przypadku zwierząt. Rzeczywiście, badania dowodzą, że rośliny, jako żywe jednostki, nie są obojętne na to, co się z nimi dzieje. Trzeba jednak tutaj odróżniać odczuwanie bólu od reakcji na bodźce. Roślinom przysługuje ta druga umiejętność, więc zjadając marchewkę, nie pozbawiamy nikogo życia, a na pewno nie robimy tego w sposób okrutny, jak to się dzieje przy eksploatacji zwierząt. Jednakże osobiście nawet nie porównywałabym roślin do zwierząt. To zupełnie inne istoty, jabłko i koń różnią się od siebie naprawdę znacząco i tworzenie ich charakterystyki porównawczej wydaje mi się zestawieniem dwóch kontrastujących ze sobą światów. A nazywając to wprost, nie widzimy bólu rośliny, którą zjadamy w przeciwieństwie do bólu zwierzęcia prowadzonego na rzeź, którego ogromne cierpienie widać gołym okiem i słychać jego krzyk.

Przechodząc do wątku dotyczącego produkcji awokado, bananów czy soi modyfikowanej na skalę globalną, właśnie na potrzeby konsumentów, muszę zgodzić się, że niszczy to bardzo ważne ekosystemy Ziemi, pozostawia ogromny ślad węglowy. Dziękuję, że Pan o tym powiedział, bo to naprawdę istotne. I rzeczywiście, wynika z tego, że aby nie przyczyniać się do klęsk naturalnych na naszej planecie, nie wystarczy wyeliminować mięsa z diety, choć dodam, że bardzo wiele z nas, wegan i wegetarian, również eliminuje produkty roślinne z egzotycznych krajów, wciąż kierując się ideą życia w zgodzie z naturą. Przyznam przy tym, że Pana wypowiedź jeszcze bardziej zmobilizowała moją rodzinę do robienia uważnych zakupów. Odnosząc się do tego samego tematu, Pan Tomasz napisał “Nie morderstwo jednostek, tylko holocaust tysięcy bezcennych gatunków”. Holocaustem można to oczywiście nazwać, natomiast właśnie trwa inny holocaust, w którym ginie w torturach 60 miliardów istot lądowych rocznie, do czego dochodzi jeszcze 2 biliony morskich. Powtarzam się, istot, jednostek, a nie szarej masy. Bo tak właśnie niektórzy ludzie postrzegają zwierzęta – jako liczby. Kotlet na talerzu to zwierzę, które miało swoją rodzinę, uczucia, było pewną osobowością, zastanówmy się, sprawdźmy, czy naprawdę musimy je jeść.

W wypowiedzi Pana Tomasza pojawiła się też wzmianka o tym, że przez związane z dietą roślinną koszty (badania krwi, dietetyk), jest ona przeznaczona dla elit. Muszę trochę sprostować tę kwestię – ja jestem weganką, dlatego regularna kontrola mojego zdrowia jest bardzo ważna, choć u dietetyka wystarczyło, że byłam raz. Zupełnie innym przypadkiem jest wegetarianizm, ponieważ dieta ta jest tak prosta i istnieje tak wiele dowodów na to, że jest całkowicie bezpieczna, że nie ma potrzeby na wprowadzanie przy niej procedur odbiegających od tych w czasie stosowania diety tzw. tradycyjnej.

Dodam jeszcze, że dopinanie dietom roślinnym metki tych dedykowanym elitom, jest według mnie pewnym stereotypem. Sama znam wiele wegan i wegetarian, choćby z marszów na rzecz praw zwierząt i powiem, że nie sposób dopatrzeć się w nich nawet najmniejszych oznak przynależności do elit finansowych. Widzę w tych ludziach idealistów, skromnie ubranych, otwartych na świat i tak różnorodnych, jakich w żadnym innym środowisku jeszcze nie spotkałam. A jedzenie wegańskie wcale nie musi być drogie – można kupować je na targu, nie w drogich sklepach z żywnością ekologiczną. Chcieć to móc, wystarczy nam idea :).

Wspomnę też, że mam ciocię, która, według mnie, zalicza się do grupy tych zamożnych osób. Ciocia dba o środowisko, zabierając ze sobą słoiki do sklepów spożywczych, aby nie kupować produktów w plastikowych siatkach czy opakowaniach. Imponuje mi to. To kolejny przykład, który pokazuje, że nie trzeba być ani bogatym, ani biedniejszym, aby dbać o środowisko, innych (nie tylko ludzi) i świat wokół.

A wracając jeszcze na chwilę do wywiadu z prof. Wierzbicką w GW, mam chyba argument, który całkowicie obali jej krytyczne twierdzenia o dietach roślinnych – doczytałam się, że największe gwiazdy tenisa ziemnego są weganami! A wśród nich mistrzowie: legenda tenisa Martina Navratilova, Serena i Venus Williams, Novak Djoković oraz nasz świeżo upieczony zwycięzca turnieju w Miami – Hubert Hurkacz. Czyżby dieta wegańska była receptą na sportowy sukces ;)… ?

Prywatną wiadomość wysłała mi również inna osoba, której anonimowość oczywiście pozostawiam. Podała się ona za “zawziętego mięsożercę”. W związku z tym znów przejdę do etycznych rozważań.

W odpowiedzi na nazwanie się “zawziętym mięsożercą” ciekawi mnie, jak to określenie ma się w stosunku do słów Paula McCartneya – “Gdyby rzeźnie miały szklane ściany, każdy byłby wegetarianinem”, czy Zenona Kruczyńskiego, niegdyś myśliwego, a dziś ekologa i weganina – “Skala śmierci i przemocy wobec zwierząt jest straszliwa. Nie potrafimy na nią otworzyć oczu, bo ze zgrozy pękłyby nam serca”. Czy był Pan kiedyś w rzeźni? Czy widział Pan, w jakich warunkach żyją tam zwierzęta? Jeżeli nie, naprawdę warto wiedzieć, jak tam jest, ponieważ określanie się “zawziętym mięsożercą” z tą właśnie rzeczywistością się nieodłącznie wiąże.

Zwrócę się jeszcze do wszystkich. Istnieje taka akcja – Czuwanie dla zwierząt. Ludzie na całym świecie stoją pod największymi rzeźniami w ich krajach i czekają na przyjazd ciężarówek ze zwierzętami, które jadą na rzeź. Piszę o tym, bo chcę pokazać, że większość świata to rzeczywiście ci, którzy jedzą zwierzęta, ale są też tacy, którzy stoją pod rzeźnią, by, pomimo niewygód i strachu, pożegnać zwierzęta w ich ostatnich chwilach życia. By okazać pierwszy i zapewne też ostatni akt dobra od człowieka. By choć na chwile ugasić ich pragnienie, i to fizjologiczne, dając wodę, i to emocjonalne, dając im miłość, która dla tych zwierząt jest czymś ogromnym na tle ich życia równego piekłu.

Na koniec, polecę jeszcze kilka książek dotyczących praw zwierząt, gdyby ktoś był zainteresowany: “Dość” Doroty Sumińskiej, “Elizabeth Costello” J.M. Coetzee’go, “Dziękuję za świńskie oczy” Dariusza Gryzy, “Zjadanie zwierząt” i “Klimat to my” Jonathana Safrana Foera, “Wyzwolenie zwierząt” Petera Singera, “Dobra świnka, dobra” Sy Montgomery, “Jak ocalić świat od katastrofy klimatycznej” Billa Gatesa oraz rozdział Maski Zwierząt z “Czułego narratora” Olgi Tokarczuk.

Jeszcze raz bardzo dziękuję za tę dyskusję, każdą reakcję z Państwa strony, mojemu tutorowi, panu Grzegorzowi Babickiemu, który motywuje mnie do działania, zamieszcza wpisy na Facebooku i wspiera. Bardzo dziękuję naszej szkole, bez której wiele z moich działań nie byłoby możliwych do zrealizowania oraz za stwarzanie przestrzeni do tak otwartej dyskusji. Dziękuję, ponieważ, szczerze powiedziawszy, sprawy tak się mają, że ani od Urzędu Gminy, ani Marszałka Senatu, ani Gazety Wyborczej nie dostałam odpowiedzi na różne moje interwencje. Co nie oznacza, że się poddaję 😉

Recommended Posts