Zosia finalistką Olimpiady z języka polskiego!

Zosia, nasza uczennica z klasy 8, zakwalifikowała się do ogólnopolskiego etapu Olimpiady Języka i Literatury Polskiej, organizowanej przez Instytut Badań literackich i Polską Akademię Nauk oraz Ministerstwo. Tytuł finalistki zwalnia ją z egzaminu z języka polskiego, a także stanowi przepustkę
„w świat” 🙂

Gratulujemy Zosi i trzymamy kciuki za następny wielki krok „olimpijski” 😉

Harry Potter day!

Po cichu, po wielkiemu cichu, szkoła przemieniła się w Hogwart…

Od dawna wiemy, że nasi uczniowie mugolami nie są, dlatego też Tiara Przydziału wyznaczyła im odpowiednie domy. Lekcje przebiegały zgodnie z planem obowiązującym w Akademii. I tak w Gryffindorze dzień rozpoczął się od tworzenia różdżek w warsztacie u Ollivandera, a w Ravenclawie, podczas treningu quiddicha, ćwiczono uczciwość i spostrzegawczość. Tymczasem przezwyciężanie strachu przed Aragogiem trenowali mieszkańcy Hufflepuff. Z daleka można było zaobserwować też opary magicznych eliksirów unoszące się nad Slytherin. Tego dnia wszyscy adepci magii poznali swoją przyszłość oraz tajniki zapisywania zaklęć tak, aby nie każdy mógł je odczytać. Choć były momenty strachu, ogromnego zaskoczenia, wybuchowych reakcji, szczęśliwie nikt nie ucierpiał i nie zaginął. Po zajęciach odbył się bal karnawałowy, po którym delektowano się kiełbaskami upieczonymi za sprawą zaklęcia „Incendio”.

Jeśli nie jesteś mugolem, zobacz relacje z Harry Potter day:

https://www.youtube.com/watch?v=M326xrzYPYs&t=28s

„Bezmięsna moda może okazać się szkodliwa”

Do wywiadu z prof. dr hab. Agnieszką Wierzbicką odniosła się w liście do redakcji nasza uczennica klasy 7, Vanessa. Przeczytajcie.

Szanowni Państwo,

dnia 19 stycznia 2021 r. w Gazecie Wyborczej opublikowany został wywiad Krystyny Naszkowskiej z prof. Agnieszką Wierzbicką. Ponieważ znajduje się w nim bardzo wiele nieprawdziwych informacji, pragnę odwołać się do owej rozmowy oraz poprosić Państwa o pewną rzecz w związku z nią.

W wywiadzie prof. Wierzbicka mówi o dietach bezmięsnych jako o niezdrowych oraz niesłusznych. Broni za to branży mięsnej, w czym nie ma zresztą nic dziwnego, gdyż niejednokrotnie była ekspertem kampanii realizowanej przez Związek Polskie Mięso. Otóż, informacje na temat konieczności spożywania mięsa, jak i o jego małym wpływie na zmiany klimatyczne są fałszywe.

Już przy odpowiedzi na drugie pytanie, czyli przedstawieniu powodu, dla którego domniemana szkodliwość diety bezmięsnej rzeczywiście istnieje, występuje sprzeczność z faktami. Zwolenniczka branży mięsnej mówi, że rośliny nie zapewniają wystarczającego źródła białka i aminokwasów egzogennych (czego nie poparła żadnymi konkretnymi badaniami), przy czym, dla odmiany – Amerykańskie Stowarzyszenie Dietetyczne oraz Brytyjskie Stowarzyszenie Dietetyków, a na gruncie polskim Instytut Żywności i Żywienia, Konsultant Krajowy w dziedzinie pediatrii, Instytut “Pomnik – Centrum Zdrowia Dziecka” oraz Rada ds. Diety, Aktywności Fizycznej i Zdrowia – stwierdzają bezpieczeństwo diety bezmięsnej nie tylko u dorosłych. Na własnym i starszej siostry przykładzie mogę potwierdzić, że diety roślinne są bezpieczne. Mam 12 lat, od 5 roku życia nie jem mięsa i w żaden negatywny sposób nie odbija się to na moim zdrowiu, gdyż mam dietę zbilansowaną, ustaloną przez dietetyka. Regularne badania krwi, kości, wzrostu i wagi to potwierdzają. Ja i moja siostra jesteśmy aktywne fizycznie (mam szóstkę z wf-u :)) i silne. Czy jesteśmy kosmitkami? Nie, po prostu korzystamy z wiedzy, osiągnięć nauki i żyjemy w zgodzie ze swoim sumieniem.

Co do argumentów umniejszających negatywny wpływ mięsa na klimat, mających na celu usprawiedliwić ogromne zużycie wody na produkcję mięsa, prof. Wierzbicka orzekła, iż kał i mocz zwierząt okazują się być wspaniałym nawozem dla gleby. I tutaj pojawia się kolejna nieprawda. Dlaczego? Ponieważ, hodowla zwierząt nie wygląda tak kolorowo, że zwierzęta biegają na polu i załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne na dworze. Nie, prawda jest taka: te żywe istoty, ściśnięte w klatkach, na bynajmniej niewystarczającej przestrzeni, żyją we własnych odchodach. Czyli, to co po pierwsze, odchody zwierząt nie trafiają do ziemi (chyba że tych hodowanych na prywatnych terenach, ale jest to zdecydowana mniejszość). Po drugie, nawet gdyby trafiały, wręcz pogarszałoby to stan naszego środowiska. W hodowlach przemysłowych, zwierzętom podaje się antybiotyki, które mają przyspieszyć ich wzrost. Obecność antybiotyków w glebie absolutnie nie jest sprzyjająca. Wynika z tego, że “zużytek” wody podczas produkcji mięsa, od którego wzbraniała się prof. Wierzbicka, jednak jest pojęciem, które w rzeczywisty sposób oddaje wpływ hodowli przemysłowych na naszą sytuację klimatyczną.

“Ale taki jest nasz komfort życia, nie ma odwrotu, nie wrócimy do lepianek”, mówi Agnieszka Wierzbicka odnosząc się do różnych ograniczeń, które powinniśmy stosować w związku z globalnym ociepleniem. No cóż, czasem jednak trzeba wyjść ze strefy komfortu, dokonać zmiany w swej codzienności, aby uczynić coś lepszym, bo, jak powiedział Kurt Vonnegut: “Naszym celem jest uczynić świat piękniejszym niż w chwili, gdy nań przyszliśmy”. Poza tym, czy do lepianek musimy wracać? Nie! Jest to jedynie tekst typowy dla przeciwników wprowadzania zmian na rzecz ochrony klimatu. My naprawdę musimy oszczędzać wodę, energię, ograniczyć, a najlepiej zupełnie wyeliminować ze swojej diety mięso, jak najmniej korzystać z samochodu lub, jeżeli jest to możliwe, całkowicie przerzucić się na komunikację miejską czy rower itd.

Kolejnym bulwersującym momentem podczas rozmowy jest wypowiedź na temat etycznego wglądu na cierpienie zwierząt. “Przypisujemy zwierzętom ludzką świadomość. Mówimy, że zwierzę cierpi podczas zwykłego chowu i że ma świadomość swego końca, że boi się tego. I zmieniamy formułę żywienia, bo nie chcemy, by to zwierzę stanowiło dla nas pokarm” – powiedziała prof. Wierzbicka. Tak, przypisujemy zwierzętom świadomość, bo mają ją. Tak, mówimy, że zwierzę cierpi podczas chowu, ponieważ nie jest on zwykłym chowem, a bestialskim wobec istot, co ukazują przeróżne nagrania i zdjęcia z ukrytych kamer z rzeźni, które bez problemu można znaleźć w sieci. Mięso to morderstwo. Czemu się więc dziwić, że odkładamy produkty odzwierzęce, zastępując roślinnymi? Na czym polegała kpina Agnieszki Wierzbickiej? Dziwne w końcu jest chyba to, że ludzie są w stanie zlekceważyć cierpienie innych; w tym przypadku zwierząt, co prawda są to podmioty pozaludzkie, jednak zdolne do odczuwania bólu. Nie ważne czy one myślą, czy nie, bo teorie na ten temat są sprzeczne. Czy nie wystarczy, że czują? Tak jak my. Nie istnieje żadne moralne wytłumaczenie krzywdzenia innych, o które to usprawiedliwienie prof. Wierzbicka nawet się nie starała.

Przechodząc do sedna, czyli mojej prośby, a właściwie apelu do Państwa, uważam za konieczne natychmiastowe usunięcie wywiadu z internetu. Jest on źródłem informacji fałszywych, którym należy zapobiegać, ponieważ niektórzy ludzie wierzą w to, co przeczytają. Wiem, że pojawiło się już odwołanie Jacka Hutyry do tej rozmowy, jednak nie każdy natrafi na ten artykuł, nie każdy w niego uwierzy. Zamiast tego, pewna grupa ludzi pozostanie przy uprzedzeniach do diety bezmięsnej, utwierdzonych w nich przez takie publikacje, jak rozmowa Krystyny Naszkowskiej.

Powiedzmy sobie szczerze, opublikowanie tego wywiadu było błędem. W jakim celu zrobili to Państwo? Aby namówić do zlekceważenia wciąż przecież pogarszającej się sytuacji klimatycznej? Aby reklamować branżę mięsną? Aby dać ludziom podstawy do pozostania w strefie komfortu i dalszego spożywania mięsa, kosztem czego w każdej sekundzie cierpi dwa tysiące zwierząt? Wierzę, że intencje nie były złe, ale tak właśnie wyszło. Naprawcie więc Państwo swój błąd. Piszę o tym do Państwa w imieniu zwierząt, planety, które krzyczą o pomoc niemym głosem. Usłyszmy je. Choćby z troski o samych siebie: klimat, zdrowie. No cóż, nie ma co ukrywać, i nam niedużo już czasu pozostało…

Z wyrazami szacunku

Vanessa Pusz

 

SPOŁECZNOŚĆ NO BELL LAUREATEM KONKURSU MAZOWIECKIE BARWY WOLONTARIATU!

Zaangażowanie i skuteczność działań naszych uczniów, ich Rodziców oraz Nauczycieli i pracowników szkoły zostało docenione 🙂

W X edycji Konkursu organizowanego przez Marszałka Województwa Mazowieckiego, Adama Struzika, naszą nobellowską społeczność uhonorowano tytułem Laureata w kategorii „Wolontariat grupowy”. Wzięto pod uwagę nasze działania, m.in. propagujące dawstwo szpiku, czyli akcję „Szpik pozwala ujść z życiem” i „Dzień życzliwości” oraz „Choinkę marzeń”. Poza zaangażowaniem i skutecznością w akcje „pomocowe”, Komisja oceniała ich innowacyjność i partnerstwo w działaniach prowadzonych przez wolontariuszy.

Spośród 114 kandydatur zgłoszonych do Konkursu, Kapituła wyłoniła zwycięzców w pięciu kategoriach: „Indywidualny wolontariat”, „Szkolne/przedszkolne koło wolontariatu”, „Wolontariat seniorów”, „Wolontariat w czasie pandemii” oraz „Wolontariat grupowy”, za który zostaliśmy nagrodzeni.

Gala finałowa z udziałem Marszałka Adama Struzika odbyła się on-line 2 grudnia br., a uczestniczyły w niej Izabella Gorczyca, dyrektorka No Bell i Magdalena Urban, reprezentująca Fundację FLOW.

Ukłony dla wszystkich naszych wolontariuszy! 🙂

Czy Tania Kapusta jest zadowolona ze swojego imienia?

Uczniowie klas 7 i 8 odbyli wirtualną podróż po antroponimii (!)

Czym kierują się rodzice wybierając imię dziecka, i na co powinni zwrócić uwagę, aby nie prowokować niechcianych skojarzeń? Jakie imiona są modne i dlaczego? Z Bruno, Brunem czy z Brunonem, czyli jak prawidłowo odmieniać imiona? Jaka jest funkcja i pochodzenie imion? A wiecie, dlaczego lepiej mieć krótsze imię przy długim nazwisku? Na pytania te odpowiada nauka zwana właśnie antroponimią, w której ciekawy świat wprowadziła nas dr hab. prof. Uniwersytetu Śląskiego Danuta Krzyżyk.

DPP_314b

dr hab. prof. UŚ Danuta Krzyżyk – w latach 1990–2019 pracowała w Katedrze Dydaktyki Języka i Literatury Polskiej UŚ. Obecnie jest pracownikiem Instytutu Językoznawstwa UŚ. Jej główne zainteresowania badawcze koncentrują się wokół problemów pragmalingwistyki, frazeologii, ortografii i dydaktyki języka, zaburzeń w komunikacji językowej, a także komunikacji medycznej. Jest autorką i współautorką ponad 150 publikacji. Pracę naukową i dydaktyczną łączy z innymi funkcjami i obowiązkami. Była sekretarzem Komisji Dydaktycznej Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN (2004–2011), uczestniczyła w pracach Komisji Rozwoju i Zaburzeń Mowy Dziecka Komitetu Językoznawstwa PAN (2004–2007). Obecnie jest sekretarzem naukowym Rady Języka Polskiego, przewodniczącą Zespołu Ortograficzno-Onomastycznego RJP, członkiem Zespołu Dydaktycznego RJP i Zespołu Języka Religijnego RJP, członkiem Komisji PAU do Oceny Podręczników Szkolnych, członkiem Komisji Etyki Komunikacji PAU, członkiem Komitetu Językoznawczego PAN w Katowicach, a także wiceprzewodniczącą katowickiego oddziału Towarzystwa Miłośników Języka Polskiego. Od roku szkolnego 2015/2016 pełni funkcję przewodniczącej jury Olimpiady Języka Polskiego w Niemczech organizowanej pod patronatem Ambasadora RP w Niemczech przez Komitet Organizacyjny Olimpiady reprezentujący polonijne organizacje oświatowe w Niemczech i konsulaty RP w Niemczech oraz Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”, a od roku 2020/2021 – funkcję przewodniczącej śląskiego Komitetu Okręgowego Olimpiady Literatury i Języka Polskiego dla Szkół Podstawowych. Jest sekretarzem jury Ogólnopolskiego Konkursu Ortograficznego DYKTANDO. W 2006 roku za pracę na rzecz upowszechniania pięknej i poprawnej polszczyzny otrzymała Medal Roku Języka Polskiego. Za pracę z dziećmi i młodzieżą w 2009 roku została nagrodzona Pałacowym Oskarem (nagroda przyznana przez Pałac Młodzieży w Katowicach). Współpracuje ze szkołami, placówkami kulturalno–oświatowymi, Radiem Katowice. Jest członkiem zespołu akredytacyjnego placówek doskonalenia nauczycieli działającego przy Kuratorium Oświaty w Katowicach. Od roku 2000 ma uprawnienia egzaminatora maturalnego z języka polskiego. Od 2009 roku pracuje jako rzeczoznawca MEN i opiniuje pod względem językowym podręczniki szkolne.

 

Pożegnanie Oli Sondij

Drodzy,

z ogromnym smutkiem przychodzi nam przekazanie tej wiadomości.

Odeszła nasza absolwentka, Ola Sondij. W No Bell uczyła się przez 10 lat. Pamiętamy Olę jako małą dziewczynkę rozpoczynającą szkolną przygodę i młodą kobietę kończącą gimnazjum. Fantastyczną dziewczynę, mądrą, koleżeńską, pełną energii i pomysłów na swoje życie.

Pożegnamy Olę 5 września (sobota), o godzinie 15.00 w kościele Św. Rocha w Jazgarzewie przy ul. Głównej 2. Po mszy będziemy towarzyszyć Oli podczas odprowadzenia na pobliski Cmentarz Parafialny.

Przekazujemy prośbę Rodziny Oli: „Ponieważ jest to dla nas niewyobrażalna strata, ból i łzy prosimy o nie składanie kondolencji, ale będziemy Wam wdzięczni za wspólne odprowadzenie Oli z Kościoła do pobliskiego miejsca spoczynku”.

 

Wspomnienie o Wandzie Banaszewskiej

„Przypatrz się uważnie każdemu dziecku w klasie z osobna, czego mu potrzeba, a zobaczysz, że nie będzie Ci potrzebny żaden program nauczania”, mówiła Wanda Banaszewska, młodszej Mirce Słoneckiej, ponad ćwierć wieku temu. Wanda była pierwszą, która w miejsce zabawnych rysunków dziecięcych umieszczała na ścianach prezentacje, wypracowania i prace literackie maluchów. Innym te pierwsze próby wydawały się bardzo nieporadne i próbowali je „poprawiać”, dodawać rymy lub szlifować składnię. Jednak Wanda wysłała wiersze dzieci na konkurs tak, jak zostały napisane, bez żadnych zmian – i jej uczniowie wygrali. W Dzień Dziecka łączyła maluchy z uczniami starszych klas, już nastolatkami, w zespoły wspólnie pracujące nad tym samym projektem. Dziś jest to być może standard, jednak w latach 90. ubiegłego wieku takie koncepcje budziły grozę u wielu pedagogów, podobnie jak sama metoda projektów, którą wprowadzała jako pierwsza. Na pewno nie było wówczas standardem indywidualne dostosowanie środków i metod do każdego ucznia.

Wanda była pionierką od samego początku, gdy jako młoda dziewczyna ze Śląska rozpoczęła pracę w typowych państwowych szkołach, m.in. na warszawskiej Sadybie. Pionierką zmian stała się początkowo nie poprzez szkolenia czy lektury, lecz dzięki swej niezwykłej intuicji i zmysłowi obserwacji, niewątpliwemu talentowi i empatii. Z tych samych powodów zawsze była tą, która na zebraniach i posiedzeniach rad szkolnych brała w obronę uczniów: „Czego chcecie, oni jeszcze rosną, zmieniają się, trzeba tylko dać im szansę.” W każdym dziecku szukała czegoś dobrego. Tzw. trudny uczeń nie był dla niej „przeszkodą” do realizacji własnych planów. Był celem sam w sobie.

Naturalnie taka postawa nie zawsze podobała się w szkole, podobnie jak poświęcanie prywatnego czasu poza godzinami pracy. Już jako doświadczona nauczycielka Wanda miała zwyczaj w niedziele zaraz po wczesnym obiedzie zabierać się za przygotowanie zajęć na kolejny tydzień, co zajmowało jej resztę dnia. Nie lubiła, kiedy jej wtedy przerywano. Było tak, choć wychowywała córki, a później zajmowała się licznymi wnukami. W szkole często obowiązuje zasada, by się „nie wychylać” i robić tylko tyle, ile jest niezbędne. Przy słabych zarobkach i ogromnej przewadze kobiet w polskiej edukacji, zwykle prowadzących „na drugi etat” dom dla męża i dzieci, często słyszy się: „Praca nie jest moim celem życiowym, bardzo przepraszam.” Pasja i zaangażowanie bywają źle widziane. Wanda zaczęła więc szukać dla siebie innego miejsca – i znalazła młodą prywatną szkołę w podwarszawskim Konstancinie. Tu jednak również odstawała od swych koleżanek, które kładły nacisk na podawczy, jednostronny przekaz wiedzy. Ona, niepozorna, nie była też osobą przebojową, zawsze zaczynała od relacji z uczniem.

Wanda przetrwała kryzys finansowy szkoły, zmianę właściciela, wstrząsy i przebudowy, wszystkie kolejne reformy sposobu nauczania. „Przetrwała” Montessori, Aktywną Edukację i No Bell. Nie chciała odejść na emeryturę („to nie dla mnie”). Pracowała z dziećmi do samego końca. Nadal była pierwszą, która domagała się szkoleń i pragnęła poznawać nowe metody pracy. Pozostała zawsze otwarta na zmiany, których była motorem w klasach I-III. Na parę tygodni przed śmiercią zwierzała się dyrekcji i koleżankom z pomysłów, które chciała wprowadzić w nowym roku szkolnym. Pozostawiła niedokończony niestety projekt zeszytu lektur oraz wiele innych planów.

Choć technicznie zabawne problemy Wandy związane z nauczaniem online czy na przykład używaniem drukarki stały się tematem sympatycznych anegdot, to jej podejście do uczenia i do dzieci wydawało się nierzadko nieporównanie bardziej „młodzieńcze” i nowocześniejsze, niż to reprezentowane przez nauczycieli młodszych od niej o całe dwa pokolenia. Młodość i otwartość to cechy osobowości, a nie wieku.

Wielcy reformatorzy i pionierzy bywają czasem dogmatykami i cele ideologiczne przesłaniają im człowieka, w tym wypadku – indywidualne potrzeby dzieci. Bywa też odwrotnie, kiedy osoby obdarzone intuicją i talentem pedagogicznym działają w sposób emocjonalny, uzależniając od siebie uczniów. Wanda potrafiła znaleźć złoty środek. Była postrzegana jako osoba bardzo ciepła, ale utrzymywała dyscyplinę i w klasie, i w zespole. Dawała dzieciom warunki do samorozwoju bez naruszania ich emocjonalnej autonomii. Nie była konformistką. Swoje uwagi i wątpliwości wypowiadała bez ogródek, czasem nawet z oburzeniem, choć szybko dawała się „udobruchać” i dochodziło do zgody. Była też zwolenniczką mówienia rodzicom „wszystkiego jak jest naprawdę”, bez owijania w bawełnę. Nie każda szkoła uznaje takie podejście. Z biegiem czasu okazało się jednak, że tego właśnie oczekują sami rodzice.

Wanda „wychowała sobie” w No Bell cały zespół związany z nauczaniem wczesnoszkolnym, którego była nestorką i przewodniczką, począwszy od nauczycieli, dziś już w wieku średnim, po osoby bardzo młode, nierzadko jeszcze na studiach. Można powiedzieć bez przesady, że stworzyła „szkołę nowoczesnej pedagogiki” w No Bell, w tym szkołę rozszerzonej metody Montessori, która ma szansę przeżyć swoją twórczynię o całe dekady. Jej duch pozostanie odczuwalny w tych murach, ponieważ trudno dziś zacząć jakąkolwiek pracę z dziećmi w No Bell bez odwołania do tego, co było jej pomysłem lub dziełem. Kiedy do naszej szkoły zaczęli przyjeżdżać na obserwacje i szkolenia dyrektorzy innych placówek, doradcy metodyczni na wizyty studyjne oraz nauczyciele, w tym także z zagranicy, spotykała się z nimi, opowiadając o swojej pasji i doświadczeniach. Nigdy nie dopadło jej (niestety częste wśród nauczycieli) wypalenie zawodowe. Wanda pozostawiła także swój ślad w Szkole Amerykańskiej, gdzie przez wiele lat (jeszcze w Warszawie, a następnie w Bielawie) uczyła dzieci języka polskiego. Mimo, że nie znała angielskiego, była ceniona w tej nowatorskiej placówce. Niewątpliwie jej model nauczania pasował bardziej do programu IB, niż do mocno skostniałego systemu polskiej edukacji.

W 1998 roku prowadzenie szkoły przejęła młoda entuzjastka świeżo po londyńskich studiach, Iza Gorczyca, która, zainteresowawszy się pedagogiką Montessori, wysłała Wandę i Mirkę na szkolenia, a następnie obserwacje w placówkach montessoriańskich na Węgrzech i w Czechach. Początkowo metoda Montessori była wprowadzana w nowopowstałym przedszkolu. W miarę, jak dzieci rosły, pojawiła się potrzeba adaptacji tej metodologii dla klas I-III. Pojawienie się Izy w mirkowskiej szkole przyniosło niezwykłą synergię, którą sama Iza określa jako „dream team”. Nie od dziś wiadomo, że 1 + 1 często równa się 5 albo nawet 7, jeśli między członkami zespołu pojawi się „to coś” nieuchwytnego. Tak było w przypadku Izy i Wandy. Połączenie reformatorskiego zapału młodej buntowniczki z intuicją, talentem i doświadczeniem pedagożki z Wodzisławia przyniosły efekty, o jakich im obu zapewne w tamtych latach nawet się nie śniło. Iza co roku wprowadzała kolejne zmiany i pomysły, dołączając do pedagogiki Montessori metodę projektów i dni projektowe, zasady Ashoki, Szkoły Budzącej Się, oceniania kształtującego, tutoring, lekcje i roczniki łączone oraz wiele innych. Każda z tych rewolucji odbywała się przy akompaniamencie głośnych grzmotów, w blasku błyskawic – i nie obyło się bez ofiar. Mało którą szkołę stać na pozostanie przez ponad 20 lat pionierskim ośrodkiem eksperymentów pedagogicznych na skalę nie tylko krajową. To, że statek i załoga No Bell nie zatonęły w czasie tych wszystkich ryzykownych przepraw, opłynęły cały świat dookoła wiele razy, odkryły nieznane lądy i dały początek zupełnie nowej krainie edukacji, zaś Konstancin-Jeziorna stał się znanym na świecie ośrodkiem nowoczesnego nauczania – jest zasługą przede wszystkim kilkorga pasjonatów, którzy nawigowali fregatą, uspokajali załogę i zapobiegali buntom na pokładzie, podczas gdy pani kapitan patrzyła w mapy i w gwiazdy, wskazując kurs. W tej grupce entuzjastów Wanda Banaszewska odegrała rolę kluczową. Jeżeli Iza Gorczyca jest Magellanem polskiej oświaty, to Wanda Banaszewska była jej nieustraszonym pierwszym oficerem i bosmanem, mądrze i skutecznie przekładającym zamysły kapitana na codzienną, żmudną pracę załogi. Synergia oznacza, że współdziałanie dwóch lub więcej osobowości albo czynników daje efekt znacznie przewyższający sumę autonomicznych możliwości uczestników takiego układu. W przypadku Izy i Wandy synergia ich osobowości zainicjowała całą sieć sprzężeń i relacji, bez których No Bell pozostałoby zapewne pięknym ale nierealnym snem.

Wielu młodszych nauczycieli i rodziców No Bell zapamięta Wandę głównie z charakterystycznych scen, jak nieustanne poszukiwania zaginionego kubka, notatek i okularów, uczniowskie gotowanie i pieczenie ciast (była zapaloną i znakomitą kucharką), czy akcja ogólnoszkolnego kiszenia ogórków. Mało kto wie, że kiedy wiele lat temu (ze względów kadrowych) Wanda przejęła na jakiś czas nauczanie języka polskiego w klasie IV, jednym z jej pomysłów było wprowadzanie czasowników dokonanych i niedokonanych poprzez … gotowanie na lekcji. „Zawodowi” poloniści zgłosili wówczas szereg wątpliwości argumentując, że specjalistka nauczania wczesnoszkolnego nie powinna zabierać się za tematy, o których nie ma pojęcia. Wówczas Wanda przyniosła i pokazała swój dyplom. Z wykształcenia była polonistką. Nauczycielką klas I-III została z racji talentu i pasji. Niewielu pamięta także, że to Wanda na prośbę uczniów stworzyła uczniowską ligę piłkarską i została jej pierwszym trenerem oraz sędzią (czy sędziną). Sama była wiernym kibicem lokalnej śląskiej drużyny i nie przeszkadzało jej występowanie po lekcjach w stroju sportowym, gdy dzieciaki z dumą przebierały się w koszulki swoich idoli. W 1999 roku po raz pierwszy zorganizowała konkurs literacko-ortograficzny, poświęcony co roku innemu tematowi, który stał się stałym elementem krajobrazu edukacyjnego w naszej gminie. Wanda dbała o każdy etap konkursu, wybierała teksty i formy zadań; zapraszała także autorów książek dla dzieci na spotkania z uczniami.

Wszyscy zapamiętają jej uśmiech i wesołe dzieci bawiące się za oknem. Wandę zawsze zachwycał sposób, w jaki dzieci odkrywają małe i wielkie sprawy. Uczyła je miłości, radości, nadziei i odwagi. Swoje młodsze koleżanki i kolegów uczyła indywidualizacji podejścia, twórczego myślenia i samodzielności. Dla wielu stała się nie tylko źródłem wiedzy o pracy z uczniami, lecz także nauczycielką życia. Dla dzieci była czasem panią „Bandą” lub „Wanną”, uśmiechem i bezpieczną przystanią, światem.

Nauczycielom łatwiej zdobyć „nieśmiertelność”, niż nawet poetom, ponieważ ich dzieło trwa i rozwija się w kolejnych pokoleniach, przydając im bądź to skrzydeł, bądź niestety uraz i kajdanów, a czasem owocuje tylko smutnym wzruszeniem ramion. Dzieło Wandy Banaszewskiej można porównać do naturalnego, samoodradzającego się ogrodu. Dobrze zaprojektowany i pielęgnowany ogród permakulturowy może ponoć wydawać coraz więcej owoców i trwać w równowadze przez dziesiątki lat po odejściu tych, którzy go stworzyli. Jest bardzo prawdopodobne, że świat nauczania i świat dziecięcych osobowości stworzony przez Wandę okaże się być takim właśnie ogrodem, który trwa i owocuje mimo, że głównego ogrodnika już w nim zabrakło. Tak będzie szczególnie wówczas, jeśli młodsi poprowadzą dalej jej dzieło.

 

Wspomnienie skreślił Tomasz Zymer (były nauczyciel języka angielskiego), na podstawie opowieści, między innymi: Mirki Słoneckiej, Izabelli Gorczycy, Grzegorza Babickiego, Aleksandry Krukowskiej, Marty Wojtkowskiej, Sylwii Stelmach, Piotra Buczka, Joanny Góreckiej, Marty Baran.